doku doku
60
BLOG

Prywatne a państwowe

doku doku Polityka Obserwuj notkę 5

Ponieważ wielu ludzi, ku mojemu zdziwieniu, wciąż nie rozumie, że własność prywatna rozwija, a własność państwowa niszczy, postaram się obrazowo wyłożyć, jakim złem jest nacjonalizacja, a jakim dobrem - prywatyzacja.

Miałem pod koniec studiów wakacyjny epizod pracy jako pomocnik brukarza. Pracowaliśmy we trzech: majster, brukarz, pomocnik. Układaliśmy ulicę z trylinki. Niedługo potem miałem okazję porównać to z pracą państwowej ekipy brukarzy, która układała taką samą jezdnię z trylinki na moim osiedlu - dzięki spacerom z dziećmi miałem okazję obserwować ich pracę okiem fachowca. Pracowali w pięciu w tempie około 2 tygodnie na nasz 1 dzień. My we trzech jednego dnia robiliśmy około 50 m je, a oni 50 m układali w prawie 2 tygodnie - oceniałem, że przez około 9 dni. My robiliśmy 16 m na osobę, a oni 1 metr na osobę.

My pracowaliśmy na akord u prywaciarza i zarabialiśmy około 3 razy więcej niż państwowi brukarze na dniówce. 16 razy wyższa wydajność i tylko 3 razy wyższa pensja. Tak w PRL prywaciarze pracowali na państwowych nierobów, którym się należy, czy stoi, czy leży.

Pewnie nie wierzycie, jak to możliwe, żeby pracować 10 razy wolniej (zakładam, że pięciu sobie przeszkadza - trzech wystarczy). My układamy we trzech 10 trylinek, a tamci w pięciu tylko jedną w tym samym czasie. Wydaje się, że to niemożliwe, prawda? Zaraz zrozumiecie. Państwowi większość czasu czekali na dostawę, bo skończyła im się trylinka, skończyła im się ziemia i piasek do podsypywania, skończyły im się krawężniki... niby coś tam robili podczas czekania: wbijali patyczki, przeciągali sznurki, wyrównywali... jednak większość czasu nic nie robili z powodu złej organizacji i braku planowania. Tak więc, gdy była praca, pracowali tylko 4 razy wolniej. To i tak wydaje się trudne do uwierzenia, prawda? 

A więc - druga przyczyna - sznurki i pomiary. Państwowi zawsze robili pod sznurek, żeby nikt im nie mógł zarzucić fuszerki. Prywaciarz robił "na oko", jak to fachowiec, gdy miał pewność, że robi dobrze. A gdy zrobił źle, musiał poprawić i mniej zarobił - starał się więc robić dobrze. Państwowy zawsze robił źle, bo i tak zarabiał tyle samo, więc się nie starał.  Ale zawsze robił tak, żeby mieć dowód na to, że to nie jego wina - przestrzegał wszystkich standardów pracy. Pomiary i sznurki zajmowały tyle samo czasu, co samo układanie trylinki. Mamy więc wynik poprawiony drugi raz - tę samą robotę we trzech robiliśmy 2 razy szybciej niż oni w pięciu. Dlaczego? Bo mieliśmy lepszą motywację finansową, mniej paliliśmy, bardziej się staraliśmy - stąd widoczne tempo roboty naszej ekipy było 2 razy szybsze... i przypominam - plus zła organizacja - sumaryczne tempo było 10 razy wolniejsze...

A końcowa jakość naszej pracy była lepsza.

Na państwowym zawsze pracuje się gorzej i przynajmniej kilka razy wolniej niż u prywatnego właściciela. To immanentna cecha socjalizmu. To dlatego nacjonalizacja jest tak wielkim złem. Nawet jeśli nazwie się ją "repolonizacją". Im więcej udziałów ma skarb państwa w firmie, tym gorzej firma zarabia, tym gorsza demoralizacja w firmie, tym większa korupcja. Kto chce rozwoju ojczyzny, ten popiera prywatyzację. Kto chce grabić i niszczyć, popiera nacjonalizację.

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka